Upiory przeszłości zdobywają władzę, „Rzeczpospolita”, 11.05.2007

By | 11 maja 2007

Upiory przeszłości zdobywają władzę

Prezydent Lech Kaczyński słusznie wskazał ostatnio na niepokojące zjawisko zawłaszczania przez sędziów Trybunału obszarów, które leżą w kompetencji ustawodawcy zwykłego, tj. Parlamentu. Dzieje się tak przez daleko idącą interpretację norm konstytucyjnych, z których jakoby wynika zakaz wprowadzania określonych norm przez Parlament. Co więcej, poprzez treść uzasadnień swoich wyroków, Trybunał nie tylko orzeka o niezgodności aktualnych norm, ale również sugeruje, jak należy uregulować dane zagadnienie, aby w przyszłości pozostać w zgodzie z interpretacją Konstytucji preferowaną przez aktualny skład Trybunału. 

Trybunał Konstytucyjny dokonuje przede wszystkim oceny zgodności przepisów ustaw z Konstytucją. Dominująca pozycja Konstytucji nie wynika oczywiście z tego, że zawiera ona zbiór prawd objawionych i nie podlegających dyskusji, lecz z tego, że społeczeństwo przyjęło ją w referendum, jako zbiór zasad życia społecznego, które nie mogą być łatwo zmienione przez kolejne parlamenty. Warto wspomnieć zresztą, że Konstytucja z 1997 roku została przyjęta nieznaczną większością 52,7% głosów za do 45,9% głosów przeciw (pozostałe to głosy nieważne). Istnieje więc zgoda społeczna na Konstytucję, ale oparta jest ona na dość chwiejnych podstawach. Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego wybierani są w procesie politycznym przez Sejm na długą, dziewięcioletnią kadencję. Zróżnicowane terminy wyboru poszczególnych sędziów oraz długa kadencja powodują, że sędziowie orzekają na ogół w sprawach ustaw uchwalonych przez inny Sejm niż ten, który ich wybrał. Innymi słowy, sędziowie Trybunału zostali wybrani przez siły polityczne, które znalazły akceptację społeczeństwa w poprzednich wyborach, acz niekoniecznie w ostatnich. W tym sensie, sędziowie Trybunału są jak upiory przeszłości, które w imię cofniętej już legitymacji demokratycznej, unieważniają ustawy uchwalane na podstawie aktualnej zgody społeczeństwa.Dana Trybunałowi moc unieważniania ustaw (czy też właściwie poszczególnych norm w nich zawartych), których przyjęcia chce w danej chwili większość społeczeństwa, wymaga więcej niż tylko wykazania, że ustawy te są sprzeczne z poglądami sędziów, są ich zdaniem niewłaściwe, są kontrowersyjne, że można było napisać je lepiej i tak dalej. Podstawą orzeczenia, że ustawa jest niezgodna z Konstytucją musi być przekonanie, że sam tekst Konstytucji w oczywisty sposób pozwala sądzić, że społeczeństwo przyjmując Konstytucję, jednoznacznie daną kwestię rozstrzygnęło i wykluczyło z kompetencji ustawodawcy zwykłego możliwość rozstrzygnięcia danej kwestii inaczej niż przez zmianę samej Konstytucji. W tym celu, Trybunał Konstytucyjny powinien trzymać się podstawowej wykładni językowej i historycznej, a jak ognia wystrzegać się wykładni funkcjonalnej, która domniemuje zgodę społeczeństwa na rozwiązania nie wyrażone w Konstytucji wprost. Dopóki ingerencja Trybunału mieści się w granicach zapisów Konstytucyjnych, jest akceptowalna, gdyż to Konstytucja określa, co może zrobić zwykła większość w Parlamencie, a czego bez zmiany Konstytucji zrobić nie można. Im bardziej wykładnia prawa odchodzi od wykładni literalnej i zawężającej, tym bardziej osobiste mniemania i poglądy sędziów Trybunału biorą górę nad literą prawa i tym bardziej „grupa mędrców” zaczyna rządzić państwem, bez ponoszenia politycznej odpowiedzialności za skutki.

Wiele jest przykładów twórczej interpretacji Konstytucji: np. w głośnej sprawie otwarcia  zawodów prawniczych, Trybunał uznał za sprzeczny z Konstytucją zapis o tym, że w składzie komisji egzaminacyjnej dopuszczającej do wykonywania zawodu, adwokatów jest tylko 2 na 7. Przy okazji Trybunał zastrzegł, że jego zdaniem udział ten nie musi być większościowy. Rozumieć więc należy, że zdaniem Trybunału, ludzie głosujący za przyjęciem Konstytucji zdecydowali, że z Konstytucji wynika, że w składzie komisji egzaminacyjnej ma być dokładnie trzech adwokatów.

Ten drobny przykład pokazuje manowce do jakich prowadzi ekspansywna i kreatywna polityka wykładni stosowana przez Trybunał Konstytucyjny. Taki rodzaj wykładni należy rozumieć po prostu jako element zdobywanie władzy przez sędziów Trybunału. Jest to jednak niebezpieczna gra, ponieważ pozbawia społeczeństwo wpływu na sposób uregulowania życia społecznego, a przy tym pozostawia odpowiedzialność za prowadzenie tych spraw na partiach rządzących.

Małym tylko usprawiedliwieniem będzie to, że inne sądy konstytucyjne na świecie również często ulegają pokusie władzy (jak dawno temu zauważył Lord Acton: Każda władza deprawuje a władza absolutna deprawuje absolutnie). Jednak wszędzie na świecie wybuchają spory co do zakresu władzy, jaki powinien mieć sąd konstytucyjny. Konserwatywni sędziowie takich sądów zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa naruszenia porządku demokratycznego przez zawłaszczenie roli ustawodawcy. Charakterystyczny będzie tutaj przykład najwybitniejszego konserwatywnego sędziego Sądu Najwyższego USA, Antonina Scalii, który powiedział o swoim sądzie: „Ten sąd żyje chyba w innym świecie. Dzień po dniu, sprawa za sprawą, zajęty jest wymyślaniem tekstu Konstytucji, tekstu którego po prostu nie poznaję”.

Im większą rolę polityczną odgrywają sędziowie Trybunału, tym większa jest pokusa nadużywania swojej władzy dla osiągnięcia preferowanych celów politycznych. Dlatego takim niepokojem musi powodować fakt, że to z biura Trybunału sędzia Łętowska koordynowała akcję protestu przeciwko działalności jednego z ministrów, że zarówno były jak i obecny Prezes Trybunału mają zwyczaj szerokiego opowiadania o swoich poglądach na wiele spraw o charakterze stricte politycznym, a obecnemu Prezesowi zdarzyły się nawet wypowiedzi o orzeczeniach Trybunału, które jeszcze nie zapadły.

Problem z Trybunałem polega więc nie na tym, że jego orzeczenia czasami komplikują politykę rządu, lecz w tym, że Trybunał podejmując decyzje w najdrobniejszych sprawach, nie ponosi za skutki swoich orzeczeń odpowiedzialności politycznej. W ten sposób, władza przechodzi z rąk społeczeństwa w ręce sędziów.

Czy istnieje jakaś metoda na powstrzymanie aktywizmu sędziowskiego? Na pewno samo zapisanie, że Trybunał ma interpretować Konstytucję ściśle i literalnie jest niewystarczające – już obecnie Trybunał twierdzi, że jego rozstrzygnięcie wynika właśnie z odczytania oczywistej normy konstytucyjnej. Jeżeli jednak przyjąć, że Trybunał Konstytucyjny powinien mieć prawo unieważniania norm w oczywisty sposób sprzecznych z przyjętą Konstytucją, to być może należy rozważyć zasadę, że orzeczenia Trybunału winny zapadać nie zwykłą większością głosów, lecz większością kwalifikowaną, na przykład trzech czwartych, a może nawet jednomyślnie. Jeżeli bowiem istnieją rozbieżności wśród wysoko wykwalifikowanych prawników, jakimi są przecież sędziowie Trybunału, co do tego, czy dana norma jest, czy też nie jest, sprzeczna z Konstytucją, to rozsądne jest przyjęcie, że dana kwestia nie została wyraźnie uregulowana w Konstytucji, pozostawiając tym samym ustawodawcy zwykłemu swobodę do przyjmowania takich rozwiązań, jakie w danej chwili wydają się najlepsze.

 

Jacek Czabański

Doradca Ministra Sprawiedliwości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *