W ocenie kłopotów w jakie wpadły osoby, które zaciągnęły kredyt hipoteczny we frankach szwajcarskich ścierają się dwie opinie. Jedni twierdzą, że osoby te same są sobie winne, bo przecież wiedziały, że zaciągnięcie kredytu w walucie obcej niesie ze ryzyko kursowe. Drudzy twierdzą zaś, że osoby te zostały celowo wrobione w kredyty walutowe przez chciwe banki.
Wydaje się, że – jak zwykle – prawda leży po środku. Jest prawdą, że osoby zaciągające kredyt w obcej walucie wiedziały i akceptowały pewne ryzyko kursowe. Jednak, ostatnie zmiany kursu franka, które wywołały szok nie tylko przecież w Polsce, były poza zasięgiem ich przewidywań. Innymi słowy, kredytobiorcy zdawali sobie sprawę z tego, że kurs może się wahać, ale nie przewidywali że aż tak.
Rzut oka na kurs franka z lat 2001 – 2015 pozwala stwierdzić, że wahania kursu mieściły się w granicach 1,90 – 3,2 zł za 1 franka. Dopiero od połowy 2011 r. kurs franka przekroczył poziom 3,4 zł, a następnie z pewnymi wahaniami ustabilizował się na tym poziomie aż do stycznia bieżącego roku.
Każdy rozsądnie oceniający sprawę kredytobiorca mógł się spodziewać, że kurs walut będzie się wahał o 10, 20 czy 30%. Jednak czy mógł racjonalnie przewidywać, że kurs wzrośnie o 70 czy 100%?
Gdyby z jakiegoś powodu kurs franka wzrósł z dnia na dzień stukrotnie, bylibyśmy pewni, że zmiana ta jest zmianą wyjątkową i nie do przewidzenia. Gdyby kurs wzrósł o 10% z dnia na dzień, uznalibyśmy to za zmianę niezwykłą, ale z którą należało się liczyć. Gdzie leży więc ta granica rozsądnych oczekiwań, wahania których rozsądnie myślący człowiek powinien się spodziewać a skutki przewidywać?
Pewną pomocą powinny być tutaj ogłoszenia, reklamy i zapewnienia banków. Banki, jako profesjonaliści działający na rynku kredytowym, mają zdecydowanie lepsze przygotowanie do oceny możliwej zmienności kursów walutowych niż ich klienci. Jeżeli więc banki informowały swoich klientów o tym, że kurs franka może wzrosnąć nawet o 100%, to w takim przypadku należałoby przyjąć, że klienci decydowali się na zawarcie umowy kredytowej ze świadomością ryzyka i wynikających z tego konsekwencji.
Jeżeli jednak banki tylko wspominały o ryzyku kursowym, nie podając żadnych konkretnych wartości, to należy przyjąć, że klient banku oczekiwał co najwyżej przeciętnych wahań kursowych, a więc takich, które występowały już w przeszłości, natomiast nie zdawał sobie sprawy z tego, że kurs może wzrosnąć aż o 100%.
Zmieniające się okoliczności nie pozostają bez znaczenia prawnego. Art.. 3571Kodeksu cywilnego, wprowadzony w roku 1990, zwany dużą klauzulą rebus sic stantibus,, pozwala wziąć pod uwagę nadzwyczajne okoliczności, które powodują że wypełnienie zobowiązania w dotychczasowej treści wiązałoby się ze znaczną szkodą dla jednej ze stron.
Artykuł brzmi: „Jeżeli z powodu nadzwyczajnej zmiany stosunków spełnienie świadczenia byłoby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziłoby jednej ze stron rażącą stratą, czego strony nie przewidywały przy zawarciu umowy, sąd może po rozważeniu interesów stron, zgodnie z zasadami współżycia społecznego, oznaczyć sposób wykonania zobowiązania, wysokość świadczenia lub nawet orzec o rozwiązaniu umowy.”
Klauzula ta stanowi więc wyłom w zasadzie, że umów należy dotrzymywać (pacta sunt servanda). Odstępstwo uzasadnione jest tym, że po nieprzewidywalnej zmianie stosunków, nie można nakładać na strony obowiązków, które byłyby rażąco niesprawiedliwe i których nigdy by nie zaakceptowały, gdyby zdawały sobie sprawę, w jaki sposób potoczą się okoliczności zewnętrzne, na które nie mają żadnego wpływu.
Przepis ten można zastosować gdy łącznie spełnione są następujące warunki:
- nastąpiła nadzwyczajna zmiana stosunków;
- spełnienie świadczenia byłoby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziłoby jednej ze stron rażącą stratą,
- czego strony nie przewidywały przy zawarciu umowy
Moim zdaniem, w sprawie kredytów we frankach wszystkie warunki zostały spełnione. Po pierwsze, zmiana kursu o ponad 50% była zmianą nadzwyczajną, zmianą która normalnie się nie zdarzała na rynku walutowym. Po drugie, zmiana kursu spowodowała, że rata kredytu na tyle wzrosła, że jej obsługa może być połączona z nadmiernymi trudnościami. I wreszcie, po trzecie, strony nie przewidywały wahań kursowych w aż takiej wysokości przy zawieraniu umowy, a w każdym razie nie przewidywali tego kredytobiorcy, a bank – podmiot profesjonalny – nie informował ich w sposób odpowiedni o występującym ryzyku.
Jeżeli warunki powyższe są spełnione, strona umowy może wystąpić do sądu z roszczeniem o ukształtowanie zobowiązania, a sąd może oznaczyć inny sposób wykonania umowy, zmienić wysokość świadczenia lub nawet umowę rozwiązać. Dla osób, które wzięły kredyt we frankach jest to więc możliwa droga do zmiany umowy kredytowej. W grę wchodzi oczywiście nie rozwiązanie umowy kredytowej, lecz zmiana wysokości świadczenia i sposobu wykonania, a w szczególności przyjęcie, że kredytobiorca spłaca raty kredytu przeliczone po kursie nie wyższym niż np. 50% od kursu obowiązującego w chwili zaciągania zobowiązania.
Oczywiście, proponowana tu wartość 50% jest wartością przyjętą arbitralnie – czemużby nie 40 czy 60%. Jednakże dane historyczne pokazują, że kurs franka wahał się o 20% w górę i w dół od wartości 2,5 zł przez ponad 10 lat. Większa zmienność była czymś więc nadzwyczajnym.
Jest jednak też prawdą, że wytaczanie indywidualnych powództw ma tą wadę, że w poszczególnych sprawach będą zapadać zróżnicowane wyroki – w niektórych sądy będą się zgadzały, że zmiana kursu o ponad 50% jest nadzwyczajną zmianą stosunków, w innych że dopiero 100%.
Dlatego uważam, że – aczkolwiek indywidualna droga sądowa jest obiecująca – otwiera się pole dla interwencji ustawodawcy. Ustawodawca powinien przesądzić, że w przypadku kredytów walutowych, kredytobiorca nie może być obciążany ryzykiem zmiany kursu o ponad 50%, co oznacza, że jeżeli kurs rynkowy wzrośnie więcej, kredytobiorca ma prawo spłacać kredyt przy zastosowaniu korzystniejszego przelicznika.
Uzasadnieniem interwencji ustawodawcy jest po pierwsze masowość problemu, który dotyczy pół miliona polskich rodzin. Po drugie, należy wziąć pod uwagę, że droga sądowa jest kosztowna i długotrwała, a więc nie każdy będzie w stanie ją podjąć. Po trzecie, istotne jest aby stworzyć równe zasady dla wszystkich kredytobiorców, czego nie zapewni indywidualna droga sądowa.
Powstaje oczywiście pytanie kto poniesie ciężar proponowanych rozwiązań. Byłoby bardzo źle, gdyby ciężar ponosili podatnicy. Jednak w przypadku kredytów we frankach sprawa jest dość oczywista: wzrost kursu nie tylko naraził kredytobiorców na nieoczekiwane straty, ale w równym stopniu przyczynił się do nadzwyczajnych zysków banków. Oczekiwanie, aby te nieoczekiwane i niezasłużone zyski banków były limitowane w imię ochrony klientów, którzy nie mogli spodziewać się aż takich wahań kursowych, wydaje się być oczekiwaniem bardzo umiarkowanym.