Koncepcja resocjalizacji umarła jakiś czas temu, choć nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą
Zacznijmy karać skuteczniej
Od początku swojego urzędowania minister sprawiedliwości Lech Kaczyński podkreślał konieczność zmiany polityki karnej. Cóż jednak takiego było w dotychczas istniejącej praktyce karania, że wymaga zmiany?
Cechą charakterystyczną polskiego orzecznictwa lat 90. jest nieustanne łagodzenie wymierzonych kar. Fakt ten, mimo że łatwo zauważalny, nie przedostał się do tej pory do świadomości środowisk opiniotwórczych. Środowiska te ignorowały narastające społeczne niezadowolenie z wymiaru sprawiedliwości, czasami wyrażając dodatkowo pogląd o społecznej prymitywnej chęci zemsty.
Niebezpieczne łagodzenie
Zdumiewające jest, jak mało było prowadzonych badań dotyczących orzekanych kar. Te, które zostały przeprowadzone niezbicie zaś dowodzą, że przy wzrastającej przestępczości rejestrowanej orzecznictwo sądów uległo zdecydowanemu złagodzeniu. I tak w roku 1990 ok. 28 proc. orzeczonych kar w I instancji stanowiły kary bezwzględnego pozbawienia wolności. W roku 1999 odsetek ten spadł do 13 proc. W to miejsce przede wszystkim zaczęły być orzekane kary pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem wykonania.
Przy braku środków na skuteczne egzekwowanie nałożonych ograniczeń, społeczeństwo nie bez racji postrzega te kary jako faktyczną bezkarność. Łagodzenie odpowiedzialności dotyczy jednak nie tylko rodzaju kary, ale również jej wysokości.
Dla lepszego zilustrowania tego procesu weźmy za przykład kary za gwałt kwalifikowany, tzn. zbiorowy lub ze szczególnym okrucieństwem. W tym przypadku ewolucja kar wygląda następująco: w roku 1990 w ok. 12 proc. przypadków w I instancji były orzekane kary pozbawienia wolności poniżej 3 lat, w latach zaś 1991 – 1996 odsetek ten wahał się między 15 a 23 proc., w roku 1997 wynosił ok. 17 proc. W 1998 roku 30 proc., a w 1999 roku już 40 proc przypadków sąd orzekał za gwałt ze szczególnym okrucieństwem lub zbiorowy karę poniżej 3 lat pozbawienia wolności. Jakie w tym czasie zaszły zmiany? Od 1 września 1998 roku obowiązuje nowy kodeks karny, który obniżył ustawową dolną granicę kary z 3 do 2 lat (warto tym samym zanotować, jak znaczny odsetek stanowiły wcześniej kary nadzwyczajnie złagodzone). Zauważmy, że gwałtowne złagodzenie kar nastąpiło właściwie jeszcze przed wprowadzeniem w życie nowego prawa – w momencie jednak, kiedy zmiana ta była już przesądzona. W świetle orzecznictwa w sprawach gwałtu opinie niektórych, że na gruncie nowego kodeksu karnego nadal można karać surowo, są całkowicie oderwane od rzeczywistości – po prostu sędziowie tak nie sądzą.
Skutkiem takiego złagodzenia odpowiedzialności musi być niezadowolenie społeczne, ostatecznie wszyscy widzą, że przestępca unika kary bądź jest karany łagodnie – w gruncie rzeczy z niezrozumiałych powodów.
Nie ma zbrodni bez ciała
Ta atrofia systemu wymiaru sprawiedliwości nie unika jednak przede wszystkim uwadze czynnie zainteresowanych, czyli przestępców. Często powtarzaną frazą w mediach jest zdanie o niskim poziomie przestępczości w Polsce. Zdanie to jest w połowie prawdziwe, a w połowie fałszywe. Prawdziwe jest mianowicie w odniesieniu do przestępstw przeciwko mieniu, których jest relatywnie mało (pominąwszy np. taką kategorię jak włamania do samochodów, w której to przodujemy w Europie). Sytuacja jest diametralnie różna dla przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu. Jak pokazują międzynarodowe badania wiktymizacyjne Polki są bardziej zagrożone przestępstwem gwałtu niż obywatelki innych państw europejskich, a zagrożenie przestępstwem rozboju jest w Polsce najwyższe w Europie, poza Litwą i Hiszpanią. Również jeżeli chodzi o zabójstwa, Polska – a zwłaszcza Warszawa – nie jest miejscem bezpiecznym, aczkolwiek w tym przypadku statystyki są ewidentnie zaniżone. Dlaczego bowiem w latach 90. rośnie liczba rejestrowanych przestępstw gwałtownych, ale nie zabójstw? Jedną z odpowiedzi, zaproponowaną przez prof. A. Siemaszkę, jest rosnąca liczba zaginięć. Nie ma ciała, nie ma zbrodni – a osób zaginionych nikt intensywnie nie szuka.
Mamy więc sytuację, w której kary za przestępstwa brutalne łagodnieją, a liczba przestępstw rośnie. Każdy, kto będzie chciał udowodnić, że między tymi dwoma czynnikami nie ma związku, musi poszukać naprawdę poważnych argumentów.
Przestępca kalkuluje
Jak wiedzą wszyscy dziennikarze, to nie kary surowe, ale nieuchronne odstraszają. Naukowcy są już zdecydowanie mniej zgodni w ocenach, a polityka karna prowadzona w USA i Wielkiej Brytanii przyznaje rację tym, którzy akcentują surowość.
Prosty eksperyment myślowy każe docenić oba czynniki. Wyobraźmy sobie, że łapiemy wszystkich gwałcicieli i karzemy tygodniem więzienia. Czy to ograniczy liczbę gwałtów? Jeżeli nie złapiemy żadnego przestępcy, to wysokość kar nie ma oczywiście znaczenia.
Dlaczego jednak mielibyśmy karać surowiej – czy 2,5 roku (średnia orzekana w Polsce) za gwałt, to wystarczająco czy nie? Nie tak dawno temu odpowiedź była prosta – więzimy, bo resocjalizujemy. Koncepcja resocjalizacji umarła jakiś czas temu, choć nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą. W jej miejsce weszły inne teorie – w tym teoria odstraszania oraz uniemożliwienia.
Clou teorii uniemożliwienia jest proste – przestępca za kratami nie popełnia przestępstw (pod warunkiem że nie wychodzi na przepustki). Nawet w USA, gdzie liczba więźniów jest, w przeliczeniu na liczbę ludności, ponad czterokrotnie wyższa niż w Polsce, według badań korzyści z ograniczenia przestępczości są wyższe niż koszty trzymania przestępców w więzieniu.
Teoria odstraszania z kolei głosi, że kary surowe odstraszają – i badania pokazują, że spadek przestępczości w USA jest po części spowodowany tym, że zamknięto wielu przestępców, ale w większym stopniu spowodowany tym, że inni się przestraszyli. Teoria ta znajduje również potwierdzenie w tzw. ekonomicznej koncepcji przestępcy, gdzie zakłada się, że przestępca tak jakby racjonalnie kalkulował efektywność swojej działalności – tym samym zarówno zwiększenie wykrywalności, jak i zwiększenie surowości wpłynie na zmniejszenie opłacalności działań przestępczych.
Kara więzienia jest drogą karą – co do tego nikt nie ma wątpliwości. Dlatego też szuka się nieustannie innych możliwości karania – z naciskiem jednak położonym na dolegliwość. Nie może być tak, jak obecnie w Polsce, że 60 proc. orzekanych kar, to kary w zawieszeniu, których egzekucja jest fikcyjna. Eksperymentuje się więc na świecie z elektronicznie dozorowanym aresztem domowym, karami więzienia weekendowymi, bezpłatnymi pracami na rzecz społeczności lokalnej lub mediacją i niestandardowymi sposobami zadośćuczynienia. Wszystkie te metody nie mają na celu złagodzenia odpowiedzialności, lecz przeciwnie, znalezienie takiej metody, która pozwala ukarać adekwatnie każdego przestępcę.
Zwichrowana skala ocen
Adekwatne karanie każdego przestępcy jest bardzo istotne. Jak jednak karać kieszonkowców, skoro 40 proc. gwałcicieli dostało w 1999 r. wyrok w zawieszeniu. Ta zwichrowana skala ocen wpływa na sposób karania wszystkich przestępców: w Polsce tylko co trzeci zabójca dostaje ponad 10 lat, we Francji i we Włoszech ponad połowa, a w Anglii co drugi wyrok dla zabójcy to dożywocie.
Dla ministra prokuratora generalnego wniosek jest prosty – prokuratorzy muszą żądać surowszych kar, a w przypadkach o dużym ładunku społecznej szkodliwości muszą się wykazać wręcz zaciekłością – nie może być zgody na łagodne wyroki dla przestępców brutalnych, tak jak nie może być zgody na to, żeby przestępca zamiast siedzieć w areszcie tymczasowym był na wolności i popełniał nowe przestępstwa.
Dekada lat 90. stała pod znakiem łagodzenia odpowiedzialności karnej – jej skutkiem jest wysoki poziom przestępczości brutalnej oraz duży poziom społecznego strachu przed przestępczością. Przedstawione zmiany w prawie mają na celu powstrzymanie tego procesu i przywrócenie wiary w sprawiedliwość.
Autor jest prawnikiem, asystentem ministra sprawiedliwości.