Ekonomiczne podejście do prawa – polemika, „Rzeczpospolita”, 24.01.2003

By | 24 stycznia 2003

Ekonomiczne podejście do prawa – polemika

Jakość całego prawnego i instytucjonalnego otoczenia decyduje, dlaczego jedne państwa pogrążone są w marazmie, podczas gdy inne rozwijają się dynamicznie.

Trudno nie zgodzić się z doktorem Januszem Kochanowskim, gdy pisze o „inflacji prawa”, przesadnej regulacji każdej dziedziny życia, co jest jedną z niewątpliwych przyczyn niskiego społecznego szacunku dla prawa („Rzeczpospolita” z 4 stycznia). Kryzys prawa na pewno występuje, a nieprzerwana parlamentarna produkcja ustaw powinna niepokoić obywateli. Nie jest to rzecz nowa: słusznie przywołuje J. Kochanowski słowa Tacyta: „Im bardziej skorumpowana republika, tym liczniejsze jej prawa”. Notabene, skoro przez korupcję rozumiemy łamanie lub nadużywanie prawa w imię osobistych korzyści, to być może sentencja Tacyta jest tautologiczna – im bowiem liczniejsze prawa, tym więcej okazji i powodów do ich łamania!

Nie zmienia to faktu, że łatwość postępowania ustawodawcy budzi niepokój. Pod koniec XIX w. Mark Twain ujął to w stwierdzenie, że „niczyje mienie ni zdrowie nie są bezpieczne w trakcie trwania sesji Kongresu”. Od tamtego czasu sprawy poszły zdecydowanie dalej i, jak sądzą niektórzy, o wiele za daleko.

J. Kochanowski sugeruje, że przyczyną tego stanu rzeczy jest utrata legitymacji prawa: „Jak długo człowiek widział źródło prawa w porządku natury czy w woli Boga, tak długo nie było problemu jego legitymizacji, lecz jedynie zgodności z wyższym porządkiem. Problem ten powstał z chwilą odkrycia, które Bentham porównuje do wynalezienia koła, że człowiek sam sobie może stanowić prawo”. Od tego momentu zaczyna się, zdaniem autora, proces instrumentalizacji prawa, to jest prób osiągania za jego pomocą pożądanych celów społecznych, gospodarczych czy politycznych. „Dochodzi w ten sposób do utraty moralnego charakteru prawa, które zyskuje znaczenie wyłącznie utylitarne. Ale to właśnie prowadzi do utraty jego legitymizacji, zakwestionowania racji, dla których obywatel miałby inny niż utylitarny, również będący kalkulacją zysków i strat, obowiązek jego przestrzegania”.

To oskarżenie utylitaryzmu odwołuje się, moim zdaniem, do nieprawdziwych założeń o genezie prawa. Zawsze bowiem prawo miało za zadanie osiągnięcie lepszych społecznie efektów niż te, które byłyby możliwe bez jego istnienia. Odwołania zaś do porządku boskiego lub prawa natury były tylko przekonującym (wówczas) uzasadnieniem mocy prawa. Obecnie jednak pytanie o efektywność prawa jest jednym z podstawowych, a odwoływanie się do nadprzyrodzonych źródeł znajduje coraz mniejszą akceptację.

Ta niechciana przez Kochanowskiego kalkulacja zysków i strat jest wszak podstawowym motywem, dla którego utrzymujemy system prawa. Prawo powstało bowiem jako narzędzie ułatwiające rozwój społeczny i gospodarczy. Wyobraźmy sobie sytuację, w której dwie strony zawierają kontrakt na wykonanie specyficznej części do pewnego urządzenia. Zamawiający nie zapłaci umówionej ceny przed dostarczeniem części, bojąc się niewykonania zadania. Wykonawca z kolei nie chce podjąć się zadania przed zapewnieniem sobie zapłaty. Po wykonaniu zadania będzie bowiem na łasce zamawiającego, specyficznej części nie będzie mógł przecież sprzedać nikomu innemu.

Ten pierwszy z brzegu przykład pokazuje, że obie strony skorzystają, ograniczając swoją wolność wyboru i wiarygodnie przekonując drugą stronę, że nie skorzystają z okazji do nadużycia swojej pozycji. Możliwości rozwiązania problemu jest wiele: od solennych przysiąg, poprzez gwarancje trzeciej strony – arbitra, aż do zawarcia formalnego kontraktu, który dzięki istnieniu publicznego prawa jest egzekwowalny, tzn. można przymusić drugą stronę do realizacji obietnic. Co ciekawe, poza prawem publicznym do tej pory stosowane są także te inne mechanizmy. I tak np. dbanie o markę firmy czy o osobistą wiarygodność jest inwestowaniem w uzyskiwanie lepszych warunków kontraktu na przyszłość – im bardziej będą nam wierzyć, tym mniej nas będzie kosztować zabezpieczenie kontraktu. Gwarancje trzeciej strony występują obecnie jako gwarancje bankowe, ubezpieczeniowe, poręczenia czy rekomendacje. Obowiązujący zaś ogólny system prawa pozwala na zawieranie transakcji z szerokim gronem osób, osobiście nam nieznanych, co do których wiarygodności nie mamy osobistej pewności, lecz wiemy, że w razie potrzeby istnieje mechanizm egzekucji.

Innym przykładem, tym razem z dziedziny prawa publicznego, są wydatki na obronę narodową. Każdy potrzebuje bezpieczeństwa i w interesie wszystkich jest ponoszenie na ten cel wydatków. Ponieważ jednak państwo zapewnia obronę każdemu z obywateli i nie może pozbawić ochrony np. tych, którzy nie uiścili stosownych podatków, to rodzi się nieodparta pokusa u każdej z jednostek, aby nie płacić za świadczoną usługę. Ten bowiem, kto nie zapłaci, i tak będzie miał zapewnioną obronę. Jest to znany problem tzw. jazdy na gapę, który można rozwiązać tylko przez przymus: państwowy lub społeczny. Każdy więc ma obowiązek ponoszenia stosownych kosztów, gdyż każdy odnosi z tego korzyści.

Prawo jest skomplikowanym systemem, który ma pomóc w przezwyciężaniu nieufności, zapewnieniu wiarygodności obietnicom i uniknięciu powstania motywacji do takich indywidualnych działań, które dokonywane są kosztem społeczności. W celu zapewnienia jak najlepszych społecznie efektów prawo ewoluowało w ślad za zmieniającymi się warunkami gospodarowania. Fakt tej ewolucji nie mówi jednak o kryzysie prawa, lecz przeciwnie, o próbach dostosowania prawa do podstawowego celu społeczeństw, to jest zapewnienia im możliwie najlepszych warunków.

Obecnie wiele uwagi poświęca się w środowisku ekonomicznym właśnie analizie prawa jako czynnika, który pozwala niektórym społeczeństwom na rozwój, inne zaś skazuje na wegetację. Wszystkie – tak cenione przez Kochanowskiego – cechy prawa jak stabilność, przejrzystość, egzekwowalność to podstawowe postulaty kierowane wobec systemu prawa. Postulaty te nie są jednak wywodzone z powszechnych praw natury lub porządku boskiego, lecz poparte przekonującą, utylitarną argumentacją. W ślad za prawem idzie jakość publicznych instytucji i łącznie decyduje o klasie systemu gospodarczego. Jakość całego prawnego i instytucjonalnego otoczenia decyduje – i wydaje się, że właśnie w największym stopniu – dlaczego pewne państwa pogrążone są w marazmie, podczas gdy inne rozwijają się dynamicznie. Polska niestety nie należy do tych, w których jakość instytucji prawa jest wysoka. Wbrew jednak obawom wielu wydaje się, że zbliżające się wejście do Unii poprawi jakość polskiego prawa, a nie pogorszy, mimo krążących opowieści o brukselskiej biurokracji.

Jeżeli istotnie poprawi się jakość otoczenia prawnego, będzie to dodatkowy impuls dla inwestorów zagranicznych do prowadzenia interesów właśnie tutaj. Co ważniejsze jednak, lepsze prawo oznacza przede wszystkim zalety dla wszystkich polskich obywateli, pozwalając na zwiększoną aktywność społeczną przy zmniejszonych kosztach.

Dlatego też z chęcią powitam powrót do postulowanych przez doktora Kochanowskiego zasad prawa, ale bynajmniej nie dlatego, że uważam je za odwieczne, lecz tylko i aż dlatego, że spodziewam się dobrych efektów ich działania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *